piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział 16


Oczami Cami
Byłam przerażona. Nie wiedziałam, które z nas oberwało ale Louis jest wyśmienitym strzelcem, więc to raczej oczywiste, że już po mnie. Chciałam mieć pewność. Powoli opuściłam broń i zaczęłam szukać rany. Niczego jednak nie znalazłam. Instynktownie spojrzałam na Thundera i zobaczyłam, że trzyma się za ramię. Trafiłam go!- ucieszyłam się. Chłopak patrzył na mnie z miną seryjnego mordercy. Jego kumple nawet mu nie pomogli tylko stali i patrzyli. Postanowiłam to zakończyć i wreszcie pozbyć się go raz na zawszę. Znów wycelowałam w chłopaka i spytałam.
-Jakieś ostatnie życzenie? –oczy chłopaka się rozszerzyły. Tak, bał się.
-Tak. Giń szmato. –usłyszałam za sobą i usłyszałam strzał. Wszystko stawało się coraz ciemniejsze aż zniknęło w ciemności.

Oczami Louisa
Jak mogłem nie trafić ? Zdarzyło mi się to po raz pierwszy i mam nadzieję, że ostatni. Byłem zły na siebie za to wszystko co się stało. To przeze mnie Alison jest teraz przetrzymywana. Sprawiłem jej tyle bólu, tak bardzo chciałbym mieć ją teraz przy sobie. Zasłużyłem na śmierć  i myślałem, że zginę ale  pojawił się Matt i zabił tę sukę. Z jednej strony cieszyłem  się, że tam był ale z drugiej strony skąd on wiedział, że tam będziemy?
-Co ty tu robisz? –spytał go Dylan. Chłopak podszedł bliżej nas i spuścił głowę.
-Słuchajcie muszę wam coś powiedzieć.-zaczął. Patrzyliśmy na niego z zaciekawieniem.
-Pomogłem Cami porwać Alison-powiedział, a mnie zatkało. Nie obchodziło mnie, że on uratował mi życie teraz jedyne o czym marzyłem to żeby zabić chuja. Jak można zrobić coś takiego komuś kogo się kocha. Tak wiem na pewno że zależy mu na niej i chyba to mnie najbardziej wkurwia.  Nie wytrzymałem dłużej i podszedłem do chłopaka uderzając go z całej siły w twarz, ręka bolała mnie jak cholera ale nie przestawałem bić chłopaka. Robiłem to dopóki ktoś mnie nie odciągnął od niego. Szarpałem się próbowałem uwolnić i zakończyć to co zacząłem niestety Zayn i Liam byli silniejsi.
-Puśćcie mnie! Zabiję cię, słyszysz! –krzyczałem wściekły. Harry podszedł do mnie, stanął naprzeciwko i przyłożył z liścia. Ta wiem, że to dziwne ale dzięki temu trochę otrzeźwiałem.  Zdałem sobie sprawę, że Matt może nam się jeszcze przydać.
-Uspokój się ! – krzyknął Harry. Powoli starałem się uspokoić oddech i opanować.
-Możecie mnie puścić. –powiedziałem już spokojniej. Wciąż byłem wściekły ale teraz najważniejsze było to aby odnaleźć Alison. Chłopaki niechętnie mnie puścili ale obserwowali każdy mój najmniejszy ruch. Pewnie chcieli mieć pewność, że nic  nie zrobię zdrajcy. Podszedłem do leżącego chłopaka i kucnąłem przy nim.
-Więc teraz powiedz wszystko od początku. –powiedziałem zaciskając mocniej pięść. Matt po chwili zaczął.
-No dobra. Kilka dni temu Cami spytała mnie o ciebie i wszystko jej opowiedziałem. Zaproponowała, że udamy porwanie Alison i powiemy ci, że wypuścimy ją kiedy ty wyjedziesz ale coś jej odwaliło. Oszukała mnie i wykorzystała. Myślałem, że kiedy znikniesz wszystko wróci do normy ale pomyliłem się. –powiedział.
-Kurwa! Ty naprawdę jesteś taki głupi?! Myślałeś,, że tak spokojnie bym wyjechał wiedząc, że Alison coś grozi? –uniosłem się, ,,lekko” jak na moje możliwości. W dodatku cała moja ręka była we krwi. Głównie mojej ale również Matta. W pewnym momencie dostałem sms ale nie miałem zamiaru odpisywać. Coś mnie jednak podkusiło żeby odczytać go. Nerwowo wyciągnąłem telefon z tylnej kieszeni już lekko zakrwawionych spodni i nacisnąłem pokaż.


Najszybciej jak to było możliwe chwyciłem leżącą broń i wskoczyłem na motor po chwili odjechałem. Teraz już wiem gdzie jesteś.- powiedziałem do siebie z uśmiechem. Wiedziałem, że chłopaki będą wkurzeni, że nie powiedziałem im o wiadomości Alison ale nie miałem na to ani czasu ani ochoty. Sam chciałem załatwić tą sprawę. Podczas drogi zastanawiałem się czy będzie chciała ze mną być po tym co usłyszała od Cami. Schrzaniłem ale to było dawno temu, byłem wtedy młody i głupi. Miałem wielką nadzieję, że mi wybaczy.
Po kilku minutach byłem pod starą fabryką opon. Zaparkowałem trochę dalej aby nikt mnie  nie usłyszał. Powoli ruszyłem w stronę budynku jednocześnie wyciągając broń i odbezpieczając ją. 

Oczami Alison
 Powoli i niechętnie otworzyłam oczy. Jeżeli kiedykolwiek pomyślałam, że migrena to duży ból to się myliłam. Tak jak myślałam byłam związana i... naga. Zajebiście! Za drzwiami stał ten King Kong i palił papierosa. Spojrzał na mnie i uśmiechną się cwaniacko. Tak, teraz to mam przejebane. Dobra zróbmy ocenę sytuacji -pomyślałam. -Więc tak: jestem w jak sądzę starej fabryce, nikt nie ma o tym pojęcia, nie wiem czy ktoś mnie szuka, moje ciało jest  tak poranione, że nawet najmniejszy ruch sprawia mi ból i sądząc po moim samopoczuciu straciłam sporo krwi, a no i zapomniałabym... jestem tutaj naga, związana z jakimś pieprzonym i niewyżytym typem.  Może mnie wypuści? Tak no pewnie i jeszcze kupi ci lizaka! -moją kłótnię z samą sobą przerwał odgłos zamykanych drzwi. Mężczyzna powoli podszedł do mnie i staną na przeciwko. 
-Camilla nie żyje, więc mogę zrobić z tobą co zechcę. Nikt nas tutaj nie znajdzie.-powiedział z uśmiechem. Muszę przyznać, że wiadomość o śmierci Cami ucieszyła mnie. Czy to czyni mnie złym człowiekiem? Po tym co mi zrobiła chyba nie. Nieważne. Miał on też rację,  że nikt nie wie gdzie jesteśmy.
-To co może się zabawimy? -powiedział i ściągnął swoją kurtkę rzucając ją na ziemię. Wypadła z niej komórka. Była tak blisko ale mimo to była dla mnie niedostępna. Facet rozwiązał mnie, w sumie i tak bym nie uciekła, nie miałam siły. Bałam się co ten leszcz ze mną zrobi. Śledziłam każdy jego ruch. Powoli podniósł mnie aby potem z hukiem rzucić mnie na ziemię. No kurwa ja nie jestem jakąś pieprzoną lalką, że można mną rzucać!
-Ała! -krzyknęłam i skuliłam się w kłębek. 
-Siedź cicho suko! Teraz zaznasz czegoś czego twój chłoptaś nigdy by ci nie dał. -powiedział i oblizał usta. Cholera! No to już po mnie. -pomyślałam. Mężczyzna przeszedł do rzeczy i usiadł na mnie okrakiem. Swoimi oślizgłymi łapskami zaczął dotykać całe moje ciało. Postanowiłam, że nie  poddam się tak łatwo, zaczęłam się wiercić i próbować wydostać spod ciała napastnika. Jednak to był kiepski pomysł bo moje ruchy jeszcze bardziej go podnieciły. Ty głupia! -krzyknęłam w myślach. Nagle mężczyzna wstał i odszedł zostawiając mnie samą. Skorzystałam z okazji i resztkami sił doczołgałam się do telefonu po czym wysłałam wiadomość Lou. Miałam nadzieję, że mnie szybko znajdzie.

*

Minęły wieki, a ja wciąż siedziałam sama w tym budynku, przecież mogłabym uciec gdyby nie to, że nie miałam siły. Może tak King Kong upadł i złamał obie nogi?-pomyślałam. -Ta jasne.
Niestety po chwili spostrzegłam go, szedł w moim kierunku.
-Sory, musiałem się odlać. -powiedział z uśmiechem. Zajebiście! -To na czym my skończyliśmy. Już wiem!-
facet podszedł do mnie i rozszerzył moje nogi. Wzywałam pomocy, płakałam. Napastnik powoli zaczął rozpinać swoje spodnie, gdy już prawie je zdjął usłyszałam strzał.


W tym momencie strasznie się cieszyłam ze śmierci tego bydlaka. Po chwili jego już martwe ciało upadło na mnie. Jaki on ciężki-pomyślałam. Na szczęście poczułam, że ktoś zdejmuje z mojej osoby trupa.
-Louis? -spytałam ledwo przytomna. Chłopak był wściekły. Uklęknął przy mnie i mocno przytulił. Tak strasznie mi go brakowało , chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Teraz kiedy był przy mnie Lou mogłam spokojnie zamknąć oczy i zasnąć.
-Ashley?Ashley?! Nie zasypiaj! Słyszysz?! -krzyczał przerażony. Czemu on tak wrzeszczy? O cholera! Widziałam dużo filmów, w których kiedy ktoś po utracie krwi zaśnie to już się nie budzi. O nie! Z całej siły starałam się nie zamykać oczu. Louis starał się mnie uspokoić.
-Kochanie jesteś już bezpieczna. Wszystko będzie dobrze tylko nie zasypiaj. Kocham cię. -powiedział i łza spłynęła po jego policzku. Po raz pierwszy widzę, że płacze. Chciałam powiedzieć, że ja również go kocham ale już po wypowiedzeniu pierwszego słowa zasnęłam. Ostatnie co usłyszałam to drżący głos Lou i ...Dylana?.
-Ashley! Szybko dzwoń po karetkę! -krzyknął Tomo.
-Już jedzie. -powiedział D.D. i w tym momencie urwał mi się film. Nie czułam bólu ani smutku, unosiłam się w górę. Znalazłam się w białym pomieszczeniu, w którym stali moi rodzice?
-Mamo! Tato! -podbiegłam i mocno ich przytuliłam. -Czy ja umarłam? -spytałam lekko przestraszona.


-Nie kotku. To jeszcze nie jest twój czas. -powiedziała mama z uśmiechem. Tak bardzo mi tego brak.
-To Lou...Lou was zabił. -powiedziałam, ponieważ obiecałam sobie kiedyś, że się dowiem i udało się.
-Wiemy myszko. Bardzo ciężko jest wybaczy ale pamiętaj, że każdy czasem popełnia błędy. -mówił tata ze spokojem.
-Tak ale...
-Nie ma żadnego ,,ale", a teraz wracaj i żyj pełnią życia.  Tylko bez przesady. -powiedziała moja rodzicielka.
-Ja chcę zostać  z wami! krzyknęłam. Oni tylko ucałowali mnie i mocno przytulili. Wiedziałam, że nie mogę zostać. -Kocham was.
-My też was kochamy. Będziemy nad wami czuwać. -powiedzieli. Poczułam jakby ktoś ciągnął mnie w dół za rękę. Nie opierałam się. Robiło się coraz ciemniej aż zapadła całkowita ciemność. W tle słyszałam głos.
-Wybudza się. -to był Zayn... Zayn?


______________________________________________________
Przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziału ale wiecie...kłopoty ze zdrówkiem. Chcę was także przeprosić za ten rozdział, wiem jest beznadziejny :( Przepraszam i obiecuję poprawę.
Rozpoczęły się ferie!!! Będę mogła poświęcić teraz na to opowiadanie więcej czasu co wiąże się z większą ilością rozdziałów :)
Mam nadzieję, że ktoś to jeszcze czyta. Dziękuję również za komentarze i  obserwatorów :) Jesteście kochani :)
Dobra nie zajmuję wam więcej czasu. Do następnego miśki :)

komentarz=duży banan na mojej buźce

5 komentarzy: